Wodzirejka
Podręczny słowniczek pojęć
Jacek Hałas
Z poważaniem
Jacek Hałas
Alkohol
etanol, związek org., otrzymywany w procesie fermentacji cukrów, stosowany jako rozpuszczalnik, surowiec chem., dodatek do paliw oraz w celach konsumpcyjnych.
Dawno, dawno temu podczas jednej z wypraw kolędniczych z Teatrem Węgajty na północno-wschodnie rubieże, w małej wiosce, w ostatnim domu poczęstowano nas bimbrem znakomitej jakości (i mocy) o niespotykanym bukiecie, w którym na pierwszym planie dominowała nuta kminku. Pamięć smaku jest jednym z najtrwalszych składowych hipokampu, gdy więc kilka lat później na potańcówce w duńskim miasteczku Hjortshøj podano sznapsa Akvavit (wytrawna kminkówka), natychmiast wróciło do mnie wspomnienie owego kolędowania. Byłem też bardzo zaskoczony ową koincydencją między odległymi od siebie o kilkaset kilometrów wsiami. Zaskoczenie to przerodziło się w ciekawość, ta zaś stała się przyczynkiem do poszukiwań innych związków kulturowych, których finałem były warsztaty muzyczno-taneczne pod znamiennym tytułem „Oko za oko, ząb za ząb”. Wzięła w nim udział grupa muzyków i tancerzy z Danii, Kurpiowszczyzny i Wielkopolski, zaś efekty spotkania były zaskoczeniem dla wszystkich uczestników. Okazało się bowiem, że „powolniak” to po prostu duński „sonder honning”, wielkopolski „poniewierany” to odmiana „scottischa”, zaś szwedzki „alte Sven” to dobrze znany z przedszkola „trojak”. Wiem, że dla etnochoreologa to nie nowina, ale dla mnie, praktyka, było to doświadczenie, z którego staram się wciąż czerpać: miej otwarte oczy i uszy, nic nie jest przypisane do jednego miejsca, regionu, nacji, melodii czy kroku. Tradycja wymyka się jednoznacznym opisom i można pod maską konserwatyzmu szukać przestrzeni, gdzie nie obowiązują prawa własności czy prawa autorskie, ale raczej zauroczenia, kradzież i wolna miłość.
Bractwo Ubogich
Legendarna kapela, istniejąca w latach 1992-1994, grająca tradycyjną, niestylizowaną muzykę wiejską. W jej skład wchodziły osoby, które po rozwiązaniu działalności Bractwa Ubogich tworzą do dziś najważniejsze projekty polskiego folku i muzyki tradycyjnej (etno.serpent.pl).
Czas „Bractwa” to czas zauroczenia, fascynacji i odkrywania energii polskiej ludowej muzyki i przyjaźni. Godziny grania, wędrówek przez Roztocze, spotkań z ludźmi i duchami przeszłości. Przekonanie, że w muzyce i tańcu drzemie moc, która może zmieniać życie (sic! ważny punkt w dekalogu każdego wodzireja). Na dowód przytoczę zmitologizowaną nieco „przypowieść o Monice”. W Irlandii – gdzie „Bractwo” pojechało w pierwszą i chyba jedyną trasę – po pierwszym koncercie pojawiła się w kuluarach niezwykle wzruszona kobieta, która – na przemian śmiejąc się i płacząc – opowiedziała nam swoją historię brzmiącą w skrócie następująco: Urodziłam się w Hamburgu, ale nigdy nie mogąc pogodzić się ze swoją „niemieckością”, ruszyłam w świat, do Francji, potem Afryki, w końcu osiadłam w Irlandii, wciąż poszukując „swojego” miejsca. Po śmierci ojca trafił do mnie pakiet jego dokumentów, których nigdy wcześniej nie widziałam: akty urodzenia, ślubu, przedwojenne adresy zamieszkania itd., większość po polsku. I dzisiaj ta muzyka poruszyła mnie tak głęboko, jakbym ją znała od zawsze! Monika kilka dni po tym wydarzeniu przyleciała do Polski, potem jeszcze raz, aż wspólnie zaczęliśmy poszukiwania w archiwach, podróże do jej rodzinnych stron (Wielkopolska, Mazowsze), w końcu odnalazła też rodzinę, a w Polsce zamieszkała na stałe. A więc pamiętaj, wodzireju – przez swe czyny, pląsy i zabawy możesz też czasami wpływać na ludzkie życie!
Cisza
Może zabrzmi to autoironicznie, ale lubię prowadzić tańce w ciszy, bez zbędnych słów, instruktażu czy melodii, które zaraz przenoszą cię w konkretny region, pejzaż i kontekst. Wtedy jest szansa, by podążać w kierunku, który wytycza sam taniec, jego wewnętrzny puls. Pokonujemy przestrzeń w kolejnych krokach, rysując za każdym razem nowe mapy tych „równoległych” światów, do których jedynie przez wspólny taniec można dotrzeć. Zdarzyło mi się kilka razy w kameralnych, studyjnych warunkach prowadzić kilka godzin warsztatu tańca w ciszy. Było to odkrywanie nieznanych lądów: pokładów emocji, jakie rodzą się w bliskim, fizycznym kontakcie, przekraczanie kolejnych katarakt (w każdym tego słowa znaczeniu), granic zmęczenia czy stanów euforycznych. Medytacja w ruchu? Na ludowo?
Dom Tańca
Międzynarodowy ruch Domów Tańca jest próbą prezentacji całościowej wizji kultury ludowej – muzyki, tańca, zwyczajów i obrzędów – poprzez bezpośrednie uczestnictwo. Mieszkańcom miasta daje możliwość spotkania się z tradycyjną kulturą wiejską; jednocześnie jest miejscem, gdzie artyści wiejscy mogą prezentować swą sztukę. Szczytna idea, zapoczątkowana w latach 60. XX wieku przez węgierskich kontestatorów, przeszczepiona na polski grunt przyjęła się na stałe w Warszawie (1995 r.) i Poznaniu (2000 r.), wypuszczając co jakiś czas pędy w innych miastach (Kraków, Wrocław, Szczecin, Łódź). Każdy z polskich Domów Tańca realizowany jest według innej koncepcji. Mam przyjemność być ojcem założycielem i czynnym do dziś napędem Poznańskiego Domu Tańca. Dla praktykującego wodzireja to skarb. Poligon, na którym można bezpiecznie stosować „rozwiedke bojom” (ros. rozpoznanie walką).
Przechodził ten nasz Dom Tańca różne koleje losu, różne formy działań – od spotkań po prostu, przez projekty ministerialne, eksploracje tanecznych tradycji polskich, europejskich, koncerty, festiwale, kulinaria nawet, by w końcu wrócić do źródła, czyli spotkania.
To spotkanie uważam za najważniejsze – nie kroki, figury, regionalizm. Korzystam z własnej nieortodoksyjnej kolekcji ludowych tańców zebranych w czasie podróży, ukradzionych z zabaw, wyczytanych w księgach, czasem wymyślonych na potrzeby chwili (korowody, wirowanie, dziecięce zabawy, improwizacja).
Folkemusik og Dans
W skrócie FOD – cykliczne spotkania duńskiej młodzieży praktykującej skandynawską muzykę tradycyjną i taniec, na których miałem przyjemność prowadzić kilka razy warsztaty oraz pełnić funkcję „mentora”. Prosty koncept oparty na założeniu, że młodzi ludzie są twórczy, a tradycja dla tej twórczości może być znakomitą pożywką. Cztery doby artystycznego młynu, którego efektem jest maraton koncertowo-teatralno-taneczny. Jednocześnie trzeba w kilka godzin nauczyć 70-osobową orkiestrę, co jest sednem „osteuropien music”, zaś tancerzy przekonać, że, wirując, czują we włosach wiatr od wschodu. W takich sytuacjach wodzirej musi skondensować swoją wiedzę i doświadczenie do kilku prostych komunikatów (w języku obcym lub pozawerbalnym) i wtedy – chcąc nie chcąc – jest to dla niego chwila prawdy. Działa albo nie działa.
do góry
Jurta Hałasów
Okrągły namiot o prostej, drewnianej konstrukcji, wzorowany na tradycyjnych domostwach ludów wędrownych, samonośny, zwieńczony stożkowym dachem. Pokryty wodoszczelną tkaniną oraz najprzedniejszej jakości kilimami o delikatnym splocie i pięknych wzorach, przywiezionymi z krain pachnących czosnkiem, cebulą i palinką. Jednorazowo możemy pomieścić w nim ok. 100 osób, a szkieletowa konstrukcja ścian bocznych daje możliwość uczestnictwa w imprezie dodatkowym obserwatorom. Jest też doskonała dla ekspozycji (fotografia, obrazy, tkanina itd.). Muzyka, opowieści, tańce, warsztaty – od ucha i pod nogę, do tańca i różańca. Podróże w czasie i przestrzeni, śladami wiejskich grajków, wędrownych lirników, wschodnich nomadów, od Pomezanii do Transylwanii. Namiot zrobiony własnoręcznie, nasycony pozytywną energią, pojawiający się jak UFO, na chwilę, by zaciekawić, zauroczyć, zadziwić. Wehikuł wodzireja.
Nadepnięcie własnego ogona w trzech krokach
To autorska koncepcja rekonstrukcji kilku polskich tańców ludowych, których ślady pozostały jedynie w zapisach lub nazwie. To również prolegomena do „ludowej praktyki duchowej” poprzez praktykowanie tańca tradycyjnego:
Krok pierwszy – korowód: ja, ja w grupie, potencjał indywidualny jako twórczy składnik wspólnoty.
Krok drugi – wirowanie: my, para, sublimacja energii jing jang w tańcu wirowym.
Krok trzeci – zabawy taneczne: my i Oni, asymilacja Obcego, praktyka otwartości w gromadzie.
Pot
Pamięć zapachowa to nieodkryta wyspa. Są takie rejony ludzkiej pamięci, do których dostęp otwiera się dopiero po kilku godzinach tańca, fizycznego kontaktu, zmęczenia i potu. Ten swoisty „regresing” pozwala dotrzeć do emocji, jakie wywoływać mógł taniec w czasach bezpośredniego uczestnictwa, atawistycznych doznań plemiennych, czasem nawet do swoistego katharsis.
Rozważania
Człowiek jest istotą społeczną i szuka kontaktu z innymi, żeby jednak ten kontakt się ziścił, musimy posługiwać się zrozumiałym dla wspólnoty językiem. I nie o języku literackim tu myślę, ale o rytmie, krokach, figurach tańca czy słowach pieśni. Ten cielesny język wypracowany przez pokolenia, w prosty i przyjemny sposób – bawiąc i ucząc – pozwalał przez bezpośrednie uczestnictwo pobierać wiedzę, której brak dzisiaj musimy rekompensować wizytą u psychoterapeuty. Odcinając się od tradycyjnych narzędzi, pozbawiliśmy się kilku kanałów dostępu do wiedzy o samym sobie.
Kiedyś człowiek, będąc członkiem małej społeczności, od dziecka uczestniczył w kolejnych stopniach inicjacji. Wydaje się też, że dużo mniejsza niż dziś ilość bodźców przekładała się na ich jakość i znaczenie dla tychże odbiorców.
Ucząc się, praktykując, wreszcie obserwując uczestników zabaw, potańcówek czy warsztatów, doszedłem do wniosku, iż różne formy organizacji przestrzennej – korowód, para, trójka, gromada – odgrywały znaczące role w nauce społecznych zachowań.
Najbardziej archaiczne – korowody – dotyczyły uczestnictwa jednostki w grupie, indywiduum jako twórczego składnika wspólnoty. To struktury, w których wszyscy wykonują taki sam krok, figurę czy wariant, lecz dopiero wspólne wykonanie nadaje sens całości i staje się tańcem.
Tańce w parach. Ich polską specyfiką i wyróżnikiem jest wirowanie, pokrewne najstarszym formom rytualnym, tańcom derwiszy, chasydów czy leczniczemu działaniu tarantelli. Pozwalały one poznać i okiełznać emocje związane z płcią, seksem i cielesną bliskością. To cały wachlarz doznań, które można było rozpoznać, doświadczyć ich i nauczyć się nad nimi panować w bezpiecznej sytuacji.
Gry i zabawy taneczne w trójkach, czwórkach, gromadach stanowiły niegdyś podstawę zabaw dziecięcych, ucząc w formie najbardziej naturalnej procesów integracji i odrzucenia oraz funkcjonowania w grupie. Obcy („chodzi lisek koło drogi”), My i Oni („przepiórka”) czy praktyka otwartości w gromadzie („rolnik sam w dolinie”).
Struktura kryształu
Poznański Dom Tańca (sezon 2012/13). Wątki tam podjęte otworzyły nowe ścieżki poszukiwań kontynuowane np. w formie warsztatów „Nadepnięcie własnego ogona w trzech krokach”. Struktura kryształu charakteryzuje się symetrią sieci krystalicznej oraz uporządkowaniem dalekiego zasięgu. W zależności od ułożenia atomów lub cząsteczek wyróżnić możemy sześć (6) różnie uporządkowanych układów krystalograficznych. Szczególną właściwością ich uporządkowania jest polimorfizm, czyli występowanie tej samej substancji w dwu lub więcej odmianach, różniących się budową wewnętrzną, własnościami fizycznymi i niektórymi własnościami chemicznymi (odmiany te są trwałe w określonych warunkach termodynamicznych). Następujące układy poddane będą praktycznej obserwacji (szczególnie pod kątem polimorfizmu):
- jednostka, indywiduum jako składnik wspólnoty, struktury łańcuchowe, korowód:
Siemieniec, Harkan, Bulger. - para, układy komplementarne w wirowaniu, sublimacja zaburzeń pracy błędnika w formy taneczne: Wiwat, Powolniak, Oberek, Polka.
- trójka, my – oni, asymilacja Obcego, „zagarnianie” przestrzeni: Baran, Trojok, Szołtys.
- czworokąt, struktury symetryczne, podziały, osie endomorfologiczne, odbicia: Krzyżak, Kontro, Wiatrak.
- gromady, grupy, zbiory niepuste : Dzuryło, Przepiórka, Durszlak.
oraz - muzyka instrumentalna dotycząca powyższych (szczególnie pod kątem polimetrii).
Taniec
Chwalę taniec,
ponieważ uwalnia ludzi od balastu rzeczy
i wiąże jednostkę ze wspólnotą.
Chwalę taniec, który wiele wymaga,
ale też wszystkiemu sprzyja –
zdrowiu i jasności umysłu,
a także uskrzydleniu duszy.
Tańczyć znaczy przemieniać czas i przestrzeń;
tańczenie zmienia człowieka,
który jest w stałym niebezpieczeństwie
bycia wyłącznie umysłem, rozumem i wolą.
O, człowieku, ucz się tańczyć,
a jeśli nie, to aniołowie w niebie
nie będą wiedzieli, co z Tobą począć.
(Augustyn z Hippony, III w.)
Nic dodać, nic ująć.
Wirowanie
Wirowaniem naukowo określany jest proces separacji, który wykorzystuje siłę odśrodkową do szybszego osadzania się cząsteczek w roztworze. W wyniku procesu wirowania osad opada na dno, a w górze pozostaje substancja lżejsza.
I właściwie do tego samego celu prowadzić ma warsztat tańców wirowych Jacka Hałasa.
Po rozpoznaniu kilku podstawowych zasad rządzących ruchem obrotowym w cztery strony, pracujemy nad sublimacją substancji lekkich i eterycznych.
Śmiech, zachwyt i łzy wzruszenia uwalniamy od potu z czoła i czarnej rozpaczy.
Nieznośną lekkość bytu od ciężaru codzienności.
Och! od eeetam.
W odróżnieniu od innych mistyków, derwiszy i semazenów, wirować będziemy po naszemu – czyli w parach mieszanych. To wpływa pozytywnie nie tylko na fizykę, ale i chemię organizmu. Oczywiście, jeśli pamięta się o podstawowych zasadach BHP.
A wszystko ukryte pod niewiele znaczącymi regionalnymi nazwami tańców: powolniak, wiwat, zilk, poniewierany (ta ostatnia nazwa może trochę znaczy…).
(Magister Jacek Hałas)
Zabawa
Zabawa jest bezinteresowna. Pociąga i urzeka.
Jest na niby, dla zabawy – nie na serio.
Poza kulturą, światopoglądem czy edukacją.
W zabawie jest porządek i wewnętrzny ład, napięcie i entuzjazm.
Ma swój określony czas i miejsce, w którym obowiązują szczególne prawa i reguły.
Jest powtarzalna, a jednocześnie każdy jej przebieg jest inny. Wymykając się prostym przeciwieństwom, takim jak „powaga – śmiech”, „mądrość – głupota” czy „prawda – nieprawda”, zabawa zbliża się bardziej ku pojęciom związanym z duchowością, choć sama w sobie nie ma żadnej funkcji moralnej. Nie jest cnotą ani grzechem. Nie jest koniecznością ani obowiązkiem. Jest zabawą.
(Johann Huizinga)
Żona
Osoba niezastąpiona w praktyce wodzireja. Alicja jest muzykiem „empatycznym”, dla wodzireja improwizującego partnerką wymarzoną, ponieważ tylko ona jest w stanie podążać (to follow) za nagłymi zwrotami akcji, tempa czy rytmu (często zaskakującymi samego prowadzącego).
Koncertów, aranżacji, reflektorów w oczy nie lubi. Za to na zabawie potrafi bębnić kilka godzin bez opamiętania.