Ostatki łęczyckie

Joanna Skowrońska

Takie mówisz jakżeś teraz dziadym, idziesz na ostatki, to ty chodzisz, tak jakby dziod po prośbie chodził, żeby coś dostać no (Władysława Wróbel). Nie mówi się na nich kolędnicy, a właśnie dziady lub przebirańce. Gdy byłam mała, w ostatki, czyli ostatni dzień karnawału, przed Środą Popielcową, chodziłam po kuminkach z siostrami i bratem, żeby dostać jakieś drobne datki. Dziad to wędrowiec, który pracuje na granicy światów widzialnego i niewidzialnego. Może modlić się w imieniu innych, wysyłać intencje, za co płaci się mu jedzeniem. Słowo „dziad” oznacza także przodka z zaświatów. Tego dnia jest się jakby dziadem, chodzi się z pieśnią, by zebrać jedzenie. Najbardziej lubiłam pieczenie pączków i faworków – masa pracy, ale nic nie mogło się równać z domowymi pączkami. Każda gospodyni miała swój przepis i my – dzieci, chodziłyśmy po ciotkach, babkach, sąsiadach, żeby spróbować, jakie kto piecze. Trzeba było znać magiczną formułkę:
Przyszliśmy tu na ostatki, nie mamy ojca ani matki. Albo Oj ostatki ostateczki, ni mom ojca ni mateczki, ojca kijim, matke połkom, niech nie chodzom za gorzołkom. /
Przyszliśmy tu na ostatki, a bo ni mom ojca, matki, a jo bidny dziod, co ja bede jod. Na śniadanie czarnom kawe, a na obiod suchy gnot.

Później można było śpiewać dowolne piosenki, mówić wiersze. Dobrze nam się trafiło, ojca z matką nie było, szacher macher po cichu, pocałował w kąciku. I się grało, to taka polka była (Zofia Granosik). Po obchodzie zabawa nadal trwała w domu. Zwykle czekaliśmy też na innych przebirańców. Bo oczekiwanie na innych też było emocjonujące. Trzeba było mieć dużo drobnych, bo dzieci przychodziły. Śpiewali: Przyszli my tu na ostatki, nie mamy ojca ani matki itd. No i się częstowało pączkami, tam po złotówce się dawało. To zależy, jakie dzieci, te małe to zadowolone były pewnie, a tym starszym to jeszcze po kieliszku (Anna Błaszczyk).

Beata Pałasz i Adrian Moruzgała – przebierańcy ostatkowi z Ozorkowa. Fot. z archiwum Beaty Pałasz
Beata Pałasz i Adrian Moruzgała – przebierańcy ostatkowi z Ozorkowa. Fot. z archiwum Beaty Pałasz

Dorośli także się bawili. Najważniejsze było mieć muzykanta. Czasem grano na czym kto umiał, jak nie umiał, to robił hałas na garnku, butelkami. Zebraliśmy i pieniądze, i jedzenie, i różne różniste, pełne kosze wszystkiego. To, co mogli, to dawali, i jajka, i pączki, i wódkę, kiełbasę, wszystko, wszystko (Paweł Ladorucki). Ekipy z dorosłymi robiły różne żarty, tańczyli z gospodarzami, śpiewali wesołe piosenki; Trochę takiego bałaganu narobiliśmy. Nigdy nie było tak, żeby przejść jakiegoś gospodarza i iść dalej, tylko wszyscy nas prosili, wszyscy. Czasem to cały dzień na nogach od dziewiątej rano. Kilka wsi to przecież Krzysiek Kubiak nas czasem woził starem, ze wsi do wsi. Teraz to autem takim zwykłym (Paweł Ladorucki). Zdarzało się, że dzień wcześniej chodzili dorośli, a w same ostatki chodziły dzieci. Muzykanci/przebierańcy, którzy chodzili po kilku wsiach, w jeden dzień nie zdążyliby odwiedzić wszystkich domów.

Tadeusz Kubiak i Paweł Ladorucki przebrani za Baby – pochód ostatkowy w Leśmierzu. Fot. z archiwum Pawła Ladoruckiego
Tadeusz Kubiak i Paweł Ladorucki przebrani za Baby – pochód ostatkowy w Leśmierzu. Fot. z archiwum Pawła Ladoruckiego
Tadeusz Kubiak i Paweł Ladorucki przebrani za Baby – pochód ostatkowy w Leśmierzu. Fot. z archiwum Pawła Ladoruckiego
Kapela Tadeusza Kubiaka (Tadeusz Kubiak, Paweł Ladorucki, Marek Bartczak) przebrana za Baby – zdjęcie grupowe w GOKu w Leśmierzu wraz z uczestnikami pochodu ostatkowego. Fot. z archiwum Pawła Ladoruckiego

A ja lubię dziadów jak przyjdom. Dzieci chodzili, ale i nasze się przebirały, jak z roboty wróciły i lotały po swoich takich domach. To było takie wiency rozrywkowe, lotały po dumch, po sklepach chodziły kobity, jeździły autym. My też jak małe byli, to chodziło się, jednom wioske, drugom. Pączki, jajko dawali na wsiach, a tak po miastach to wiency pieniążków dają. U mnie to jak przyszły, to każdy dostoł po te pińć złotych, żeby każdy mioł sobie, nie to że jednymu. Na wsi to jak ostatki chodziły, to zabijali sobie świnioka albo zabili sobie we dwóch, po połówce wzili, a jak nie, to we czterech po ćwiartce se wzili, no ta jak kogo było stać (Władysława Wróbel).

Władysława Wróbel – przebrana na ostatki. Czeka na dziadów. Fot. z archiwum Beaty Pałasz
Władysława Wróbel – przebrana na ostatki. Czeka na dziadów. Fot. z archiwum Beaty Pałasz

Dorośli przychodzili zwykle na inny poczęstunek. No kiedyś to przyszedł taki normalny chłop, nie przebrany specjalnie, tam tego, przyszedł i no. Dobry wieczór, dobry wieczór, przyszliśmy tu na ostatki i tyle tego pare słów. No i co tam, jak przyszedł taki duży – flaszke i częstuje go, bo co. Jak by nie znały, to by nie przyszli. A jak byłam mała, to duże dziady chodziły. Herody, z kosą śmierć chodziła, Herod – król. Oni to byli poubierane ładnie. Król taką koronę miał piękną, śmierć z kosa chodziła. I w ostatki takie chodzili. Ja to sie w domu schowałam, jak mama miała warsztat, co robiła płótno i tego. Bo już w ostatki to się robi płótna. Trzech przyszło ich czy czterech, normalne chłopy, z kosą, z tym, z tamtym. I się bałam, schowałam (Władysława Wróbel). Kiedy ja byłam mała Herody już nie chodziły, tak jak i niedźwiedź, żurawie i bociany, ale Cyganie, Śmierć, Diabły, chłopcy przebrani za Baby, Zwierzęta. Moda się zmieniała, z czasem przybywało superbohaterów, ubywało zwierząt.

Ostatkowi przebierańcy w Witaszewicach. Fot. Joanna Skowrońska
Ostatkowi przebierańcy w Witaszewicach. Fot. Joanna Skowrońska
Mały przebieraniec z Ozorkowa. Fot. Joanna Skowrońska
Mały przebieraniec z Ozorkowa. Fot. Joanna Skowrońska

O tradycji, obrzędach, myślimy zwykle jak o czymś stałym – tak robiła moja babka, prababka. A zwykle to my sami decydujemy, który element będziemy przekazywać dalej i czy przekażemy go w pełni. To właśnie najbardziej mnie fascynowało, co i dlaczego to akurat pozostało. Co jest tym rdzeniem, bez którego nie może odbyć się jakiś obrzęd? Jak to się dzieje, że robimy to samo, co nasi przodkowie, a wygląda to inaczej? Kultura jako proces jest żywa, cały czas podlega zmianom i zobaczyłam to głównie dzięki badaniom porównawczym.

Anatol Turczyński i Stanisław Bagrowski – ostatki w Witaszewicach. Fot. Joanna Skowrońska
Anatol Turczyński i Stanisław Bagrowski – ostatki w Witaszewicach. Fot. Joanna Skowrońska

Ostatki w Łęczyckiem w XIX w. odbywały się w karczmie i przypominały poznański i kujawski podkoziołek. Miskę z koziołkiem wystruganym z drewna stawiano przy skrzypku, tzw. graczu, graczyku. Chłopcy podchodząc do niego, wrzucali pieniądze do miski pod koziołka (stąd też nazwa) i wykupywali taniec z panną. Każdej parze grano oberka na życzenie. Zabawa trwała dopóty dzwon kościelny nie oznajmił Popielca (zob. DWOK, t. 22, str. 25). Później w latach 60. i 70. kolędowanie ostatkowe opierało się na chodzeniu po chatach i przypominało wodzenie niedźwiedzia, znane w innych regionach, nie tylko Polski. Komedianci przebrani byli za dziada, babę, Cygana, Cygankę, Żyda oraz niedźwiedzia, którego prowadzono na postronku. Miś popisywał się zręcznością, robił przewroty, podnosił ciężary, karykaturował zachowania gospodarzy, tańczył z domownikami. Cyganka wróżyła, baba domagała się wynagrodzenia, wszystko to było okazją do żartów i śmiechu. I znów pytanie, kiedy zaszła zmiana? Czy była nagła – od tych zapustów już nie było niedźwiedzia ani Cyganów? Czy zachodziła powoli? Z każdymi ostatkami zmieniały się postacie, wchodziły bardziej aktualne tematy? Mimo tego sam rdzeń – chodzenia jako dziad – pozostał, a w każdej formułce znajdziemy motyw osieroconego dziada, którego należy poratować. Dziady, tak jak i kolędnicy, to postacie na granicy światów, których złe potraktowanie groziło pewną metaficzyczną karą, niepowodzeniem. Ugoszczenie, poratowanie go mogło przynieść pomyślność i w dodatku była to ostatnia szansa, gdyż na drugi dzień kończył się karnawał, przychodził post. Trzeba było się wybawić i najeść, no i poratować dziada. Kiedyś to post poważnie traktowali. Pamiętam jednego sąsiada mojego, alkoholikiem był, ale przychodziła Środa Popielcowa i przestawał pić, i całe te dni nie pił, cały post. Dla niego był post świętością i koniec, więc w te ostatki jeszcze tam się zdążyli bawić ludzie (Anna Błaszczyk). Współcześnie trudno jest sobie wyobrazić, że jest czas na zabawę, czas na odpoczynek, czas na post i święta, na wszystko jest swój czas i tyczy się to całych społeczności. Karnawał jako zabawa inna niż wszystkie, która rzuca wyzwanie istniejącemu porządkowi (za Chappaz-Wirthner), znana jest w wielu społecznościach. Jak każde święto, czas ten musiał odróżniać się od życia codziennego. Dodatkowo w karnawale – świecie na opak – każdy mógł, a nawet powinien być kimś innym. Osobiście w karnawalizacji codziennego życia dopatruję zmian w obrzędowości.

Dziad w masce kolęduje w Ozorkowie. Fot. Joanna Skowrońska
Dziad w masce kolęduje w Ozorkowie. Fot. Joanna Skowrońska

Do dziś zabawa i żarty są głównym elementem ostatków. Po ulicach chodzą spontanicznie tworzone grupy, śpiewając i żartując. Wszyscy są przebrani. W to się ubirzesz, w to się ubirzesz i ło – przebiraniec idzie. Umazany, upaprany, wymalowany. Chodzili dzieci i dorośli chodzili też (Władysława Wróbel). To były spontaniczne pochody, ludzie się przyłączali jedni do drugich. Chłopaki jak szli, to smarowali pastą do butów. Nie wiem, czy to był jakiś zwyczaj, przechodził koło ciebie i pac cię, wiesz, po buzi czarną pastą do butów. Na diabły się smarowali, tak jakby cię chcieli do piekła wziąć czy coś. Widły były różne takie. Szli tam przez Wyszyńskiego [w Ozorkowie], tam przez tą główną ulicę, grupami całymi. Ludzie się przebierali, zawsze była panna młoda, pan młody. W latach 80. Powoli zanika chodzenie grupami po ulicach w Ozorkowie, a na pewno grup tych jest mniej. Jeździ się także samochodami. No ubrała się w innom takom kapote, jak to mówią z lewygo na prawygo i o. I auto sobie wzili i jeździli, bo to jak było zimno czy mróz, to se jeździli (Władysława Wróbel). Na wsiach grupami chodzi się do dziś. Niektóre grupy na wsiach chodzą robić komedie już dzień przed ostatkami, by zdążyć obejść wszystkie znajome wsie. Tyczy się to zwłaszcza muzykantów, którzy są pożądanym towarzystwem w ten czas.

Kapela Tadeusza Kubiaka w orszaku przebierańców chodzącym po wsi. Fot. z archiwum Pawła Ladoruckiego
Kapela Tadeusza Kubiaka w orszaku przebierańców chodzącym po wsi. Fot. z archiwum Pawła Ladoruckiego

Świętowały niegdyś także zakłady pracy. Nawet jak ktoś normalnie pracował, to się a to umalował, a to okulary założyli, welon sobie przyczepili, żeby to widać było, jakoś podkreślić, że to ostatni dzień karnawału. Pod zakład [Zakład Produkcji Tkanin Morfeo tzw. Bawełna; Latona oraz Włókiennicza Spółdzielnia Pracy] się szło o dwudziestej pierwszej, bo ludzie wychodzili i wiesz, grali tam na gitarach, kto co miał (Anna Błaszczyk). Z muzykom przychodzili pod fabryke, sobie jakiegoś muzykanta wzili. I my też wyszło ludzi grupa. Kiedyś wszystko na pieszo ludzie chodzili i rowerami przyjiżdżali, cały tutaj Czyrchów [Czerchów] i Maszkowice, to przecież wszystko robiło na Bawełnie, przecież z Łęczycy wszystko przyjeżdżało. Tylko że była taka tradycja, więcej tego było. Nawet i ci w robocie, co byli na dniówce, to już sobie poprzynosili ubrania, no nie ten co na produkcji, przecież maszyn nie zostawi i nie będzie tam za przebranim lotoł. Nawet kobity, to sobie tam jakom ładnom sukienke przyniosła, kapelusik to tamto. Mężczyzny znów się ubrały, no i chodzili koło naszych maszyn, jak to dziady. Przebirańce idom no i idom. Przecież na sali nie będzie mówił wierszyk, to idom maszyny, to jest huk (Władysława Wróbel).
Po południu to już szliśmy do cukrowni [Cukrownia w Leśmierzu], po biurze, jak dawniej PGR był, to tam tez do biura żeśmy chodzili. No i stamtąd żeśmy przeszli do sklepów. Ze sklepów marsz dookoła Leśmierza był jeszcze i dopiero do GOKu, tam była zabawa (Paweł Ladorucki).
Zawsze na koniec dnia odbywała się zabawa w Ośrodku Kultury, w MOKu w Ozorkowie, GOKu w Leśmierzu, Świetlicy w Witaszewicach itd., która kończyła się o dwunastej w nocy.

Przebierańcy ostatkowi na zabawie w Witaszewicach. Fot. Joanna Skowrońska
Przebierańcy ostatkowi na zabawie w Witaszewicach. Fot. Joanna Skowrońska

Grupy, które nie kolędują, najczęściej urządzają huczną zabawę przebierańcową w domu. Jak w domu były już te pączki i sałatkę się zrobiło jakąś czy tam śledź, przebrani ludzie w domu się bawili też (Anna Błaszczyk). Siedzimy tu se w dumu i każdy jest poprzebirany w ostatki inaczej. Do stołu zasiada i tego, no (Władysława Wróbel).
Do dziś do przedszkoli i szkół przychodzi się w przebraniach – zarówno dzieci, jak i nauczyciele. Niektóre instytucje organizują zabawy, tańce, inne np. konkursy na najlepsze przebranie indywidualne lub nawet najciekawsze przebranie całą klasą.
Zabawy, tańce i żarty w domu są obecnie najpopularniejszą formą ostatków. Chodzi się nadal po kuminkach, po dziadach, czyli po domach. Chociaż wszyscy przyznają, że niegdyś było dużo więcej wspólnego śpiewu i repertuaru. Łatwiej było o dobrą ekipę kolędniczą.
Wszyscy czekali, mówię ci, bo to była zabawa pełną gębą, kto miał na czym grać to grał, każdy śpiewał. Kiedyś nie było tak, że cisza na planie, zawsze się śpiewało (Anna Błaszczyk).
No ale co zrobić, świat się zmienia. Wszystko się zmienia. I wszystko mija, wszystkie tradycje mijają, jest wszystko co inne teraz. Inne są (Władysława Wróbel).

Zabawa ostatkowa w domu w Ozorkowie. Fot. z archiwum Beaty Pałasz
Zabawa ostatkowa w domu w Ozorkowie. Fot. z archiwum Beaty Pałasz

Tekst powstał na podstawie badań Joanny Skowrońskiej i Joanny Gancarczyk.

Joanna Skowrońska – etnolożka, śpiewaczka. Od wielu lat prowadzi badania terenowe w Polsce, głównie w Łęczyckim, na Dolnym Śląsku, a także na Polesiu Ukraińskim. Badania nad pieśniami obejmują zarówno nagrania terenowe, kwerendy archiwalne i źródłowe, rejestrację, a także działalność wydawniczą, warsztatową i koncertową. Zajmuje się zróżnicowaniem emisji głosu w śpiewie tradycyjnym, a także przemianami obrzędów ludowych. Współpracuje z Fundacją Ważka. Stypendystka Ministra Kultury 2018. Współtworzy zespoły: Kust, Pieśni Piękne, Znajome Królika, Pieśni Odzyskane, zespół Z Lasu.

Pin It on Pinterest

Share This