Orkiestry Dęte. Instrukcja Obsługi

Filip Majerowski

Po raz pierwszy w teren, w świat muzyki polskiej wsi, wybrałem się na Roztocze. Cel – Festiwal Na Rozstajnych Drogach, a pretekstem była wpisana w program Orkiestra Dęta ze Zdziłowic. Oczywiście wcześniej miałem styk z dęciakami w muzyce kieleckiej, radomskiej czy łęczyckiej, ale ich mariaż ze skrzypcami czy akordeonem nie był dla mnie (jako muzyka) naturalnym środowiskiem. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wywarła na mnie zdziłowicka orkiestra na żywo. Po pierwszym utworze Diana Szawłowska, uczestniczka festiwalu (pozdrawiam!), która z charakterystyczną dla siebie śmiałością usiadła już między orkiestrantami z saksofonem, wskazała na nas i rzuciła mimochodem do kapelmistrza, że chłopacy też grają na instrumentach dętych, ale się trochę wstydzą dołączyć. Gienek Skrzypek spojrzał na mnie i mojego brata, i wypalił w swoim stylu: Tak?! To wstydźta się, wstydźta się dalej! Po chwili siedzieliśmy już między panami i próbowaliśmy w tym oku cyklonu jednocześnie zapomnieć i przypomnieć sobie wszystko, czego na swoich instrumentach się dotąd nauczyliśmy. Dobrą chwilę zajęło mi zrozumienie, że jesteśmy w domu, bo przecież właściwie wychowaliśmy się w orkiestrze.

Orkiestra ze Zdziłowic pod stodołą sołtysa Chłopkowa. Mural autorstwa Czarli Bajki. Sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Orkiestra ze Zdziłowic pod stodołą sołtysa Chłopkowa. Mural autorstwa Czarli Bajki. Sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Orkiestra ze Zdziłowic to mistrzowie w skracaniu dystansu i nie jest to wyłącznie moja obserwacja. Wspomniany pierwszy kontakt z Gienkiem to pigułka – jedno zdanie, a wszystkie możliwe fortele wytoczone naraz składają się w propozycję nie do odrzucenia. Ale to też esencja orkiestrowego etosu – wsiadasz na ten wóz albo pojedziemy bez ciebie. Podobnie sprawa ma się w interakcji ze słuchaczem czy tancerzem, raczej nie bierze się tu jeńców – sami przyjdą lub nie. Oczywiście można powiedzieć, że te frazesy mogą pasować do rodzimej muzyki tradycyjnej w ogólności, ale orkiestra dęta to impreza sama w sobie. Nawet jeśli publika nie dopisze, a tancerze zawiodą, orkiestra nie przestanie tak po prostu grać – widziałem to wiele razy, naprawdę trudno jest ich zbić z pantałyku. I chociaż lokalna społeczność darzy dętą muzykę szczególną estymą, to prędzej postawi flaszkę pod kolejnego marsza niż przetańczy garnitur.
Orkiestra Dęta ze Zdziłowic na Furze. Fanfara jesienna, wrzesień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Orkiestra Dęta ze Zdziłowic na Furze. Fanfara jesienna, wrzesień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Orkiestra Dęta ze Zdziłowic gra do tańca. Fanfara, Chłopków, sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Orkiestra Dęta ze Zdziłowic gra do tańca. Fanfara, Chłopków, sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Poza interiorem roztoczańskie orkiestry funkcjonowały przez dłuższy czas na uboczu, nie mając łatwo ani w środowisku muzyki tradycyjnej (jako kolonizatorzy świata muzyki skrzypcowej), ani w świecie współczesnych orkiestr dętych, gdzie zrozumienie dla wartości ich repertuaru i stylu gry dopiero na powrót kiełkuje. A szkoda, bo ten repertuar pasuje do dętego składu o wiele lepiej niż wałkowane powszechnie aranżacje muzyki popularnej, klasycznej czy filmowej. Jest też znacznie bardziej zespołowy – podczas gdy baraban, bas i alty napędzają motorykę i stawiają akordy, klarnety i kornety wiodą melodyczny prym, a tenory i barytony wypełniają tło klasycznymi wręcz pasażami. Wszystko to ma akuratny balans, a dysonanse są w tę estetykę wpisane (często też na papierze nutowym), tak samo jak i rytmiczny nerw. I chyba w tym tkwi sekret orkiestrowego fenomenu, że tu w zasadzie nie ma ważnych i ważniejszych. Wyjęcie jednej sekcji potrafi zburzyć harmonię na tyle, że muzykanci często stają na głowie, żeby do tego nie doprowadzić i za wszelką cenę na graniu się pojawić.
Orkiestra Dęta z Goraja gra do tańca na festiwalu Fanfara. Chłopków, sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Orkiestra Dęta z Goraja gra do tańca na festiwalu Fanfara. Chłopków, sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza

W orkiestrach gram, odkąd pamiętam. Może dlatego, że pamięć pierwszych 10 lat życia mam dość wybiórczą, a wtedy właśnie trafiliśmy z bratem do przyorkiestrowej szkółki gry na instrumentach dętych. Początki bywały trudne – opór dętej materii był znaczny, ściany w bloku cienkie, a nasze zrozumienie celu niemniej wątłe. Po latach wzlotów i upadków orkiestra stawała się coraz ważniejszą częścią naszego życia, mimo że granie w niej generalnie nie było „cool”, a ścieżka zdrowia fundowana przez orkiestrową starszyznę skutecznie zniechęciła wielu naszych rówieśników. Tak hartowała się stal, a lata wspólnego wdychania patyny z czasem zacierały międzypokoleniowe granice oraz wykształciły i u nas charakterystyczne dla „dęciarzy” przetlenione poczucie humoru. To chyba częściowo odpowiedź na nurtujące mnie od dawna pytanie: nie – co ludzi do orkiestr przyciąga, ale – co ich w nich utrzymuje?

Orkiestra Dęta z Goraja w Ambasadzie Muzyki Tradycyjnej. Warszawa 2019. Fot. Michał Kalita
Orkiestra Dęta z Goraja w Ambasadzie Muzyki Tradycyjnej. Warszawa 2019. Fot. Michał Kalita
Obserwuję te procesy także tutaj, na Roztoczu. Młodzieży wokół ostatnich tradycyjnych orkiestr jest garstka. Najwięcej w Zaburzu (często zamiejscowej), mniej w Zdziłowicach i Goraju. Jednak gdy słucham archiwalnych wywiadów z miejscowymi orkiestrami z lat 80., w których oddano głos także tym młodszym, słyszę z grubsza to samo. Łatwo rozpoznać, kto czuje się swobodnie w orkiestrowym żywiole, a kto za moment poszuka sobie pretekstu, by odłożyć instrument. Dęte rzemiosło wymaga uporu, którego jednak trudno ludziom tutaj odmówić, skoro (w tym sami orkiestranci, którzy często z tego żartują) potrafią uprawiać pionowe niemal pola. Aby jednak temu uporowi móc dać wyraz, potrzebne są struktury. Niestety żaden z wymienionych składów takich struktur nie posiada, bo koszt uruchomienia przyorkiestrowej szkółki jest znaczny, a efektów zagwarantować nie sposób. Problem jest oczywiście widoczny dla samych muzykantów, a dla ich przetrwania alternatywnej drogi nie ma. Innym testowanym przez nas wariantem jest próba przekazania pokoleniowej pałeczki okolicznym orkiestrom młodzieżowym – początki współpracy z taką formacją z Nielisza były obiecujące, ale przystopowała je pandemia.
Warsztaty na festiwalu Fanfara z Orkiestą Dętą z Nielisza. Chłopków, sierpień 2019. Fot. Marcin Pietrusza
Warsztaty na festiwalu Fanfara z Orkiestą Dętą z Nielisza. Chłopków, sierpień 2019. Fot. Marcin Pietrusza

W 2017 r. z grupą środowiskowych „dęciarzy” o różnym stopniu zaawansowania założyliśmy Warszawsko-Lubelską Orkiestrę Dętą. Projekt w założeniu wiernie czerpiący ze spuścizny orkiestr roztoczańskich, mimowolnie przypomina je także w genezie – gra ten, kto grać chce i kto jak potrafi, wszystkie ręce na pokład. W mniejszej grupie (najczęściej z Inez, Karolem, Kubą i Jakubem) regularnie jeździliśmy w teren – na próby do Zdziłowic przy zapiekance i frytkach, ale i do Józefa Czerwia, kapelmistrza gorajskiej orkiestry, który sam zaprosił nas do siebie na jednej z potańcówek w okolicy. Ogrom orkiestrowego uniwersum i repertuaru od razu nas przytłoczył, w zasadzie starczyłoby go i dla tuzina nowych orkiestr. Z kolei badania terenowe w tym świecie mają tę specyfikę, że na rozmowę można się wybrać i samotnie, ale żeby spotkanie muzycznie miało sens, to trójka stanowi absolutne minimum. A punkty na mapie także się troją – dość powiedzieć, że tu w co drugiej wsi była orkiestra, a ich szczyt popularności przypadł na takie lata, że wielu muzykantów wciąż żyje, nawet jeśli już nie sięga po instrument. To plejada niebanalnych osobowości, tak na osobności, jak i jako trybik w orkiestrowej maszynie. Orkiestra z Goraja to w zasadzie supergrupa, która powstała z legendarnych okolicznych składów, m.in. z Jędrzejówki, Łady czy Zagród. Gra w niej kilku kapelmistrzów, a od każdego z muzykantów ciągnie się nowa nić do osobnego mikroświata. Również Zdziłowice – orkiestra, która przez długie lata była w zasadzie samowystarczalna osobowo w granicach własnej wsi, w ostatnim czasie uzupełniła skład o muzykantów z oddalonego Zakrzewa, Szastarki, Majdanu Grabiny czy bliższego Batorza – każdy z własną historią. Orkiestra z Zaburza jest w momencie przejścia, wspierając starszyznę siłą młodzieży. Być może i we Frampolu dałoby się jeszcze złożyć skład z nielicznych już muzykantów z Radzięcina, Dzwoli i Sokołówki.

Warszawsko-Lubelska Orkiestra Dęta na Furze. Fanfara, sierpień 2020. For. Marcin Pietrusza
Warszawsko-Lubelska Orkiestra Dęta na Furze. Fanfara, sierpień 2020. For. Marcin Pietrusza
Najlepsze orkiestrowe wspomnienia z Roztocza? Na pewno „pierwszy raz” z każdą z orkiestr – zarówno jako słuchacz, jak i grający. Muzykanckie pogrzeby, ale i wesela – też silne przeżycie. Pierwsza wizyta u Stanisława Marchewki, sąsiada z Gaju Gruszczańskiego, i jego szuflada pełna kaset (pan Stanisław grał całe życie w Orkiestrze z Zaburza i wiele jej występów nagrał na magnetofonie). Fury – przygoda życia. Wliczając w to finisaż tegorocznej Fanfary, kiedy po czterodniowym maratonie grania (po 10 godzin dziennie, bez bajania) doczłapałem się w rozklejonym bucie pod remizę ze Zdziłowicami. Panowie rozkręcili wtedy prawdziwą fiestę, gęsto zakrapianą swoim absurdalnym humorem, a mnie nastrój wahał się od ataków śmiechu po granicę totalnego rozklejenia. A nazajutrz z rana trzeba było jeszcze ograć dożynki z Zaburzem.
Waltorniści z Orkiestry Dętej z Zaburza. Fanfara, sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza
Waltorniści z Orkiestry Dętej z Zaburza. Fanfara, sierpień 2020. Fot. Marcin Pietrusza

GUS nie dysponuje taką statystyką, ale zaryzykowałbym tezę, że ludzi, którzy przegrali w orkiestrach dętych choć kilka lat swojego życia, można w Polsce liczyć w setkach tysięcy. Z mojego punktu widzenia najkrótsza droga do świata muzyki tradycyjnej wiedzie dla nich właśnie tędy. Jeśli tracą właśnie lub już stracili orkiestrowy zapał, radę dla nich mam jedną – przyjeżdżajcie! Roztocze nie jest gęsto zaludnione, zmieścimy się wszyscy!

Filip Majerowski – z zawodu inżynier telekomunikacji, po godzinach kapelmistrz i tubista Warszawsko-Lubelskiej Orkiestry Dętej, grającej tradycyjny repertuar orkiestr dętych Roztocza. Uczeń orkiestr ze Zdziłowic, z Goraja i Zaburza. Zaangażowany w badania terenowe, gromadzenie archiwów i organizację Festiwalu Fanfara na Roztoczu. Gra na puzonie w Orkiestrze Tanecznej Bonanza.

Pin It on Pinterest

Share This